Wzmacniacz zintegrowany Shanling A3.2 uchem Ola Gramofoniarza.

04-12-2021

Co za ciężkie bydlę. 

Dużych jaj można dostać od dźwigania. Przenosiny z samochodu do mieszkania utrudniały też spore gabaryty opakowania. Wiadomo, łatwiej przenieść dużą masę, ale o zwartych rozmiarach, niż spore objętości, wysuwające środek ciężkości daleko od punktu podparcia, czyli stóp. A tutaj opakowanie wzmacniacza to żadna matrioszka i nic na wyrost, wewnątrz znajdujemy urządzenie, które moja żona określiła mianem przenośna lodówka turystyczna. Na szczęście chodziło jej wyłącznie o gabaryty. W odróżnieniu od plastikowych korpusów lodówek wzmacniacz wzbudza
zaufanie solidną obudową. Żadnych blach, wszystkie boki to płaty aluminium. Wrażenie wręcz pancerne.

Niespodziewaną atrakcją okazało się gniazdo zasilające umieszczone pośrodku tylnej i blisko dolnej płyty obudowy. Wygodniejsze to niż umieszczenie go na skraju, tak jak we wszystkich wzmacniaczach jakie do tej pory miałem przyjemność gościć w domu. Zaraz obok gniazda znajdziemy też główny włącznik. Podobną uciechę przynoszą rozmieszczone na skrajach, porządne, podwójne gniazda głośnikowe. 

Za to z przodu cieszy wyświetlacz, na którym niezwykle czytelnie widać dokładnie to co powinno być dostępne i nic ponadto w dobrym tego słowa znaczeniu. Mamy zatem wybrane źródło i stopień wzmocnienia. Zmiana obydwu parametrów odbywa się za pomocą małych guziczków, jest niezwykle intuicyjna, czyli łatwa. W ogóle to jedno z tych przyjaznych urządzeń, które nie wymagają zaglądania do instrukcji obsługi przed pierwszym uruchomieniem. Z jednym wyjątkiem, który warto wziąć pod uwagę. Transformator wzmacniacza potrzebuje naprawdę sporo czasu na właściwe rozgrzanie się, a co za tym idzie rozwinięcie szeroko dźwiękowych skrzydeł. Na zimno wysokie tony i średnica są chropowate, wybrzmienia skrócone i słucha się tego z mieszanymi uczuciami. Żeby było ciekawiej „właściwe rozgrzanie się” nie oznacza, że na górnej płycie będzie można smażyć jajko. Żadnych Kuchennych Rewolucji w świecie audio.
To nawet jeden z chłodniejszych pod tym względem wzmaków z jakimi miałem do czynienia. Czyli, „właściwa”, nie oznacza tu wysokiej, ale po prostu taką jaka powinna być. A gdy już zapewnimy odpowiedni czas na ustalenie właściwych parametrów termicznych to… Stop.

Tu trzeba opisać tło sprawy. Nie ma dobrego zdjęcia bez dobrego tła. A jest nim lampowy Line Magnetic 34 IA na sterydach, czyli z wypasionymi lampami, lepszymi niż w standardzie kondensatorami, gniazdem zasilającym i sygnałowymi, i wreszcie, podstawkami pod lampy. W moim systemie, na 40 metrach kwadratowych, dostarcza to dźwięk niezwykle barwny, plastyczny, „prawdziwy” ze świetnymi wokalami, dynamiczny, z nieco poluzowanym basem (nic nie jest idealne). Dzięki temu świetnie się słucha zarówno jazzu rozmaitego, muzyki filmowej np. Diuny, gdzie umiejętność pokazania skali dźwięku też ma znaczenie, koncertów, tu genialnie wypada najnowszy Billi Idol oraz The Pogues Live in London z czcigodnym gościem Joe Strummerem (The Clash) muzyki elektronicznej, choćby Life Based Carbon, muzy czaderskiej w stylu Viagra Boys. Doprawdy jest bardzo uniwersalnie jak na lampiaka. W zakresie przestrzeni mój LM bez problemu gra na osi góra, dół. Na boki już nie bardzo, to znaczy niechętnie wychodzi poza kolumny, raczej trzyma się obszaru pomiędzy. Rzadko też wybiera się na wycieczki do przodu, buduje scenę w głąb. I jeśli coś mi doskwiera przy cieszeniu się muzyką z LM to może właśnie ten lekki brak przestrzennego rozmachu.
Tylko teraz tak, nie każdy chce mieć lampy, nie każdy ma głowę/czas/ochotę do przerabiania urządzenia. I co wtedy?

To może Shanling? Lepiej wyposażony niż LM, ma wejście na końcówkę mocy, a nawet można z niego zrobić monoblok. Możliwości rozbudowy nie zabraknie. Posiada też przetwornik C/A oraz pre gramofonowy. Przy C/A zaliczyłem zderzenie ze ścianą, bo próba słuchania po bluetooth wypadła fatalnie, zakłócenia jakieś były, porażka. Niestety nie miałem nic do podpięcia po USB, czy optyku. Zapiąłem zatem Yamahę WXC 50 i wszystko wróciło do normy. Winyle na wewnętrznym pre Shanlinga poszły na tyle dobrze, że aż się zaniepokoiłem, czy swojego Quada nie będę musiał sprzedać, ale gdy go podłączyłem odetchnąłem z ulgą. Jednak zewnętrzne, dedykowane urządzenie wykazało przewagę i to wyraźną. Wiem, czuć tu sprzeczność, piszę, że dobry, ale wyraźnie słabszy? To może jednak nie taki dobry? Spokojnie, dobry, jak ktoś nie czuje potrzeby inwestowania w dodatkowe diwajsy, to to co ma w komplecie wystarczy. Alleluja! 

A oprócz pokaźnej masy, budzącego zaufanie lub wręcz przeciwnie (zależnie od oceniającej płci), wyglądu i ponadprzeciętnej funkcjonalności dostajemy dźwięk… no jaki? Po co dźwigamy? Po co wygrzewamy? Taaak, mamy to, jest moc. Dynamika powoduje: ouuu! Takie pozytywne, żeby nie było wątpliwości. Scena wychodzi w każdą stronę, przód - tył, góra - dół, lewo - prawo. Jest sfera i: ouuu! Barwy, cóż, to nie jest lampiak, to tranzystor - wreszcie o tym mowa, więc z LM w zawody iść nie może. Ale który tranzystor może w porównywalnej cenie. Jednak z kablem zasilającym ładnie oddającym barwy tworzy się komplet, na którym „Avratz” od Infected Mushroom, „Błąd”
Łony i Webbera, czy Diuna robią spektakularne wrażenie. Koniecznie trzeba wspomnieć o nietypowym duecie Roberta Milesa i Triloka Gurtu. Panowie żyjący w zupełnie odległych muzycznie światach, a tymczasem wydali płytę tak spójną jakby jeden człowiek ją wymyślił. Do tego piękną muzycznie i świetnie zrealizowaną. Do posłuchania na Shanlingu koniecznie.

Wzmacniacz gra dźwiękiem bardzo czystym, ale nie klinicznym, coś jakby przewietrzyć pokój. Nadal mamy tę samą ukochaną kanapę, dywan i inne znane graty, ale rześko się oddycha. To właśnie Shanling, przynajmniej u mnie w systemie. Co jeszcze ważne? Kiepsko zrealizowane nagrania brzmią potrójnie źle. Wadą takich realizacji jest nie tylko  zubożona paleta barw, kastracja przestrzeni, ale też rzeź na makro i mikro dynamice. Jeśli nie podamy wzmacniaczowi
sygnału do rozwinięcia tego w czym jest dobry to Shanling nie ma się czym popisać. Zupełnie jakby świetnie wyszkolonemu żonglerowi zabrać kule do podrzucania. Stoi chłop smutny, zdezorientowany. Nie narzekam na brak dynamiki w moim LM, ale to pancerna, turystyczna lodówka pięknie przypomina, że dla dobra muzyki urządzenie powinno sprawnie przechodzić z ciszej do głośniej i na odwrót, a nawet przyłoić, co służy nie tylko fanom heavy metalu z jednej strony, a disco polo z drugiej, ale wszystkim rodzajom muzyki. Aż strach pomyśleć co się może dziać na kolumnach z membranami większymi niż w moich Audio Solutions Euphony. Warto się z grającą lodówką zapoznać. Solidnie wykonana, bogato wyposażona na muzyczną wyprawę, bardzo sprawnie wypełnia obowiązki. Tylko ten dylemat: lampa, czy tranzystor.

Olo Gramofoniarz - miłośnik muzyki z płyt winylowych, sztuki, dobrych trunków, cygar, eleganckich butów i jeszcze kilku życiowych zbytków...

Polecane produkty

Shanling A3.2 MKII - wzmacniacz zintegrowany z DAC. Outlet!!!

Shanling A3.2 MKII - wzmacniacz zintegrowany z DAC. Outlet!!!

Shanling A3.2 MKII - wzmacniacz zintegrowany z DAC. Konstrukcja w pełni zbalansowana....