40 lat temu pojawił się format CD. 40 lat temu nastąpił kres złotej ery winyla. Może słusznie bo przecież winyl to najgorszy możliwy nośnik – wielki, ciężki, trudno go zrobić, łatwo zepsuć, jest nieidealny z definicji i do tego mieści max 20 minut na jednej stronie. Nośnik dla masochistów :) A jednak te wszystkie CONS przebija jeden PROS – jeśli już mamy dobrą płytę, na dobrym sprzęcie to dostajemy o niebo lepszy dźwięk niż z teoretycznie doskonalszego źródła cyfrowego. Ale o tym nikt w 1983 roku nie mógł wiedzieć.
Czasami zastanawiam się jakie mielibyśmy dzisiaj urządzenia i formaty gdyby nie CD. Jakie dzisiaj byłyby gramofony gdyby ci wszyscy prawdziwi inżynierowie z tamtych czasów nie zostali brutalnie zmuszeni do zmiany swoich planów.
Dzisiejszy świat gramofonów to co najwyżej (z kilkoma wyjątkami) BAROK. Kiedyś gramofony miały parametry świadczące o jakości. Dzisiaj opisane są jak mebel (wymiary, masa i nic nie mówiący opis). Dzisiaj każdy gramofon jest deklaratywnie bez żadnej argumentacji najlepszy na świecie, konstruktorzy piszą co chcą, nikt ich nie weryfikuje, wszyscy łykają te bajki jak pelikany i żyjemy sobie w świecie, gdzie ważniejsze jest złocenie i ornamenty niż fachowość i inżynieria.
Jednocześnie o swoim telefonie czy samochodzie moglibyśmy mówić w liczbach w nieskończoność. Czyli nie chodzi o to, że społeczeństwo idiocieje ale z jakiegoś powodu w „winylu” rozplenił się kult „znachora” dysponującego magiczną wiedzą z ubiegłego wieku.
Czas to odczarować!
Zawsze to powtarzam i zdania nie zmienię – gramofon to proste urządzenie niezależnie od tego jak bardzo jest skomplikowany (albo taki się wydaje). Ma tylko dwie funkcje:
Obie te funkcje narażone są na degradujący efekt zakłóceń mechanicznych. Mało tego – często są ich źródłem.
Zakłócenia mechaniczne opisał już Poul Ladegaard w artykule z 1977 roku pt „Audible effects of mechanical resonances in turntables” (dzięki PAWEŁ za podsunięcie materiału).
Audible Effects of Mechanical Resonances in Turntables
Do zakłóceń mechanicznych autor zalicza: rezonanse ramienia, brumienie, wow&Flutter.
Skupmy się na bohaterze tego krótkiego tekstu – WOW&Flutter czyli kołysanie i drżenie. Chodzi oczywiście o efekt soniczny niedoskonałości gramofonu jako całego urządzenia polegający na tym, że dźwięk faluje z niższą częstotliwością (do 4Hz) czyli WOW i wyższą częstotliwością (powyżej 4Hz) czyli flutter. Skoro badamy efekt soniczny to W&F nie dotyczy tylko napędu ale całości o czym zaraz szerzej.
WOW słychać, flutter ma wpływ na aspekty dźwięku nie słyszalne już wprost (atak, wybrzmienia, krystaliczność, oddziaływanie z otoczeniem, zanikanie dźwięku itp.).
Jak zbadać W&F?
W „tamtych” czasach jedynym dostępnym i jednocześnie najlepszym sposobem badania tego zjawiska była analiza dźwięku w wyniku odtwarzania jednostajnego sygnału (1000 Hz lub 3125 Hz) z tzw testowej płyty winylowej. Ten puszczony sygnał badano dedykowanymi urządzeniami, poddawano obróbce i wychodziła z tego jakaś informacja. Takie płyty były i chyba nadal są produkowane. Problem polega na tym, że to nie są jakieś magiczne płyty robione na „lepszym sprzęcie” czy w laboratorium. To płyty tak samo wycinane i tłoczone jak wszystkie inne. Współczynnik czaru powoli pryska…
Wróćmy na chwilę do przywołanego dokumentu – Autor fachowo opisuje co uzyskiwano na wykresach badając W&F poprzez płytę testową. Dowodzi, że zniekształcenia W&F wynikały z:
Jednoznaczny wniosek autora w badaniu W&F poprzez płytę testową i odniesieniu wyniku do jakości napędu jest następujący – słyszalne zakłócenia W&F tylko w niewielkim stopniu dotyczą napędu zatem trudno jest wynik do napędu odnieść.
Już w 1977 roku fachowcy wiedzieli, że badanie napędu poprzez puszczanie płyty testowej jest bez sensu, a mimo to jeszcze niedawno powstawały „narzędzia” do takich właśnie badań. Mało tego – są „fachowcy” nadal w ten sposób badający napędy i wydający o nich opinie. Co o tym myślę jest oczywiste.
Podsumowując metodę „na płytę testową” – dlaczego nie warto wierzyć w wyniki pomiaru W&F?
Jak zatem sprawdzić czy nasz „werk” jest ok?
Potrzebna jest metoda, która oparta jest na jednej platformie sprzętowej, systemowej i programowej. Metoda która nie analizuje dźwięku ale sam napęd (aby wyeliminować niedoskonałości płyty i ramienia). Metoda na miarę dzisiejszych czasów.
Tak się składa, że mamy pod ręką świetne urządzenia wyposażone w żyroskopy. Mam na myśli telefony. Na telefony właśnie powstało całkiem sporo aplikacji, które z powodzeniem mogą sprawdzić nasze napędy.
Wystarczy położyć telefon na talerzu (najlepiej na płaskim od góry docisku), uruchomić napęd na 33.3 i chwilę poczekać. Aplikacja sprawdzi co i jak dostajemy wynik w postaci liczb i wykresu. I te dane nie są w żaden sposób związane z dźwiękiem! Tylko i wyłącznie napęd.
Żeby nie było – nie jest niestety tak różowo. Po pierwsze różne aplikacje w różny sposób liczą W&F. Po drugie telefony mają różne bebechy więc żeby mieć porównywalne wyniki trzeba by biegać z tym samym telefonem i aplikacją. Po trzecie – telefony mają problem z pokazaniem prędkości średniej (tej co ma być idealnie 33.33 i 45) zatem w tym miejscu trzeba się posiłkować albo tarczą ze stroboskopem albo UŻYĆ PŁYTY TESTOWEJ (tak wiem przed chwilą zrównałem je z błotem). Używając płyty możemy złapać „średnią” i określić czy talerz kręci się za szybko czy za wolno mimo falowania sygnału.
Tu mała dygresja – płyty testowe są bez sensu do badania W&F ale do innych testów i eksperymentów są już jak najbardziej na miejscu. :)
Co aplikacje badają?
W wyniku analizy dostajemy:
Moje ulubione apki:
Na IOS:
Na Androidzie:
Co aplikacje pokazują na wynikach:
Z prędkością średnią to wiadomo – powinna być w punkt. Czasami na fejsie pojawiają się zdjęcia z kalibracji różnych sprzętów – zdjęcie ekranu komputera i wskazówka na zielono z podpisem, że jest idealnie. To jak uchwycić ptaka w locie i twierdzić, że lewituje :) Równie dobrze ta wskazówka może latać z lewej na prawą ale dobrze uchwycony moment daje iluzję ideału.
Dlatego W&F jest ważniejszy i więcej mówi o jakości napędu. W&F mierzony jest w czasie a liczba jaką dostajemy jednoznacznie mówi o jakości. W&F im mniejszy tym lepszy.
Granica na Androidzie to 0,02%, na IOS to 0,05%.
Apki pokazują jeszcze wykresy. W przypadku IOS (ekran po prawej) wykres spłaszcza się im dalej prędkość średnia odchodzi od 33.3
Z kolei w Androidzie wykres się skaluje i możemy mieć wrażenie, że wyniki są fatalne. Tymczsaem warto spojrzeć na skalę po lewej i wtedy wszystko staje się jasne.
Przykład ekstremalnie dobrego napędu po lewej, i „takiego se” po prawej. Po prawej to już pewnie słychać jak Keith Jarret leci na hammondach zamiast na fortepianie w koncercie z Koln... :)
Skoro w apce na IOS jest baza danych to można się jej przyjrzeć bo to ciekawa lektura.
Na dzisiaj (6.08.2023) jest już 10914 wpisów. Wpisy można posortować albo po prędkości średniej albo po W&F. Jak użyjemy tego drugiego to oczom ukazuje się crème de la crème.
Najlepszy wynik to 0,05%
Widać dominację napędów bezpośrednich. Widać też jak już wiekowe gramofony pozamiatały współczesne „haj endy”. Po 40 latach nic ich nie przebija a tylko jeden potrafi dorównać. Szacun dla inżynierów z AMG!
Co mamy dalej na paskowcach (stanowią jakieś 10-12% w pierwszej 50-ce reszta to DD z epoki)
0,06%
0,07%
0,08%
W tym zestawieniu nie ma przypadkowych gramofonów. Zaznaczyć trzeba, że to najlepsze (niczym najlepsze okrążenie w wyścigu) pojedyncze wpisy w dodatku zapisane (tak domniemam) przez samych producentów.
Benny Audio Immersion ma zacne towarzystwo, a wynik niech świadczy o jakości tej maszyny.
Podsumowując. W winylach jest nadzieja. Nie jest jakoś super, ciągle jesteśmy w niektórych aspektach daleko za latami 80-tymi, ciągle jest sporo do zrobienia ale najważniejsze, że jest coraz lepiej. Jak w skeczu Abelarda Gizy o kościele – branża się zmienia w swoim tempie, powoli, krok po kroku, tup tup tup. byle w dobrym kierunku.
*Autorem powyższego tekstu jest Tomasz Franielczyk, główny konstruktor gramofonów marki Benny Audio.