Trilogy 907 - przedwzmacniacz gramofonowy
- Dodaj recenzję:
- Producent: Trilogy Audio
-
Dostępność:
Prosimy o mail w celu potwierdzenia terminu realizacji - kontakt@premiumsound.pl
-
- szt.
- 14 990,00 zł / szt.
TRILOGY 907 - przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC
W chaosie cyfrowej rewolucji, łatwo jest przeoczyć, co nadal mogą zaoferować dojrzałe technologie. Winyl nadal utrzymuje pozycję medium najwyższej jakości, pomimo dzisiejszego rynku muzycznego, rządzonego przez wygodę.
Przedzmacniacz gramofonowy Trilogy 907 został opracowany jako doskonały interfejs pomiędzy Państwa gramofonem a wysokiej rozdzielczości wzmacniaczem.
Kompaktowa obudowa zamykająca aktywne układy została wyfrezowana ze sztabki aluminium. Jej 1,5 kg masy doskonale izoluje fizycznie i elektrycznie każdy z elementów układu. Nawet zasilanie z zewnętrznego zasilacza, biegnie wewnątrz obudowy we własnym kanale, następnie przechodzi przez filtry L-C zanim dostaje się do głównego stabilizatora.
Zazwyczaj korzysta się ze stabilizatorów liniowych, które mają małe straty mocy i są łatwe w aplikacji, my zdecydowaliśmy się na stabilizatory typu „shunt”, wykonane na elementach dyskretnych. Pracują one w głębokiej klasie A, mając mnóstwo rezerwy prądowej dla aktywnych układów wzmacniających.
Podstawową zaletą stabilizatorów „shunt” jest ich umiejętność pozbywania się, jak i produkowania prądu. To daje istotną przewagę jakości pracy w wymagających warunkach dynamicznych zmian, generowanych przez muzykę.
Zasilanie prądem stałym pochodzi z zewnętrznego zasilacza, umieszczonego w obudowie z drapanej stali nierdzewnej. Urządzenie może zostać postawione daleko od jednostki głównej, pozwalając zminimalizować wpływ pól magnetycznych na czułą elektronikę. Robiony na zamówienie transformator toroidalny został opracowany z myślą o niskiej gęstości prądowej i jest zamknięty w miedzianym ekranie Faradaya. Zasila baterię kondensatorów Mundorf poprzez wykonane na zamówienie cewki, tworząc prawdziwy zasilacz dławikowy, z minimalnym szumem elektrycznym.
Każdy kanał ma umieszczony w niezależnej komorze i izolowany stopień wzmacniający. Całkowicie dyskretna elektronika wykonana jest w układzie „open ended”; osiągając szerokie pasmo przenoszenia i niskie zniekształcenia poprzez zastosowanie aktywnych źródeł prądowych i kaskodowych bloków wzmacniających. Precyzyjnie dobierane tranzystory wejściowe zapewniają niskie szumy.
Układ nie wymaga globalnej pętli zwrotnej. Korekta krzywej RIAA jest pasywna, optymalizowana precyzyjnymi elementami układu. Ustawienia wzmocnienia dla MM i MC oraz obciążenia wkładki są łatwo ustawialne przełącznikami na podstawie urządzenia.
Wszystkie element razem: innowacyjna topologia układu, zoptymalizowane ekranowanie elektryczne, wyjątkowa jakość elementów oraz eliminacja mikrofonowania przez odpowiednie prowadzenie masy powodują, że Trilogy 907 jest liderem w swojej klasie. Olbrzymia przestrzeń, niski poziom szumów i niskie zniekształcenia dynamiczne to tylko niektóre z cech, które osiągnęliśmy na drodze do ostatecznego celu: wyjątkowej muzykalności.
Doskonale wykonany i przeznaczony do odtwarzania muzyki na najwyższym poziomie, Trilogy 907 wyczarowuje muzykę, która żyje i oddycha, która przekazuje w pełni magiczną esencję winylu.
Dane techniczne:
- Wymiary (907 przedwzmacniacz) 150*220*38 (W*D*H)
- Wymiary z gniazdami (907 przedwzmacniacz) 150*235*38 (W*D*H)
- Waga (907 przedwzmacniacz) 2.0 Kg
- Wymiary (zasilacz) 132*225*57 (W*D*H)
- Waga (zasilacz) 2.85 Kg
- Wymiary (w opakowaniu) 330*290*195
- Waga (w opakowaniu) 5.9 Kg
- Pobór mocy: 10 Watts
- Wejścia: 2 RCA
- Impedancja wejściowa: 47 kΩ (ustawiana przez użytkownika)
- Pojemność wejściowa: 100pF (ustawiana przez użytkownika)
- Wzmocnienie: 50dB, 64dB lub 70dB (ustawiana przez użytkownika)
- Pasmo przenoszenia (krzywa RIAA) 20-20KHz +/- 0.25dB
- Impedancja wyjściowa: 150 Ω
- Faza: Właściwa (bez odwrócenia)
Dane techniczne mogą ulec zmianie.
SOUNDREBELS.COM - test Trilogy 907
"...Zanim przejdę do wniosków, chciałbym zaznaczyć, że w swoim dorobku zabawy z przedwzmacniaczami gramofonowymi słuchałem już kilkunastu konstrukcji, z czego większość była co najmniej dobra, ale zawsze jakoś korelowała z pozycją zajmowaną w ogólnie przyjętym przez branżę kanonie żądanych cen. A tutaj? Ludzie, albo Nic chcąc wejść na rynek lekko przesadza z tymi zaniżonymi cenami w stosunku do jakości dźwięku – przypominam test filtra sieciowego MINISUB AXIS, albo jest cichym wolontariuszem wyzyskującego nas świata audio. Pre gramofonowe za ok. 12 tysięcy złotych, a zmusza mnie do kilkukrotnego przełączania, pomiędzy stacjonującą u mnie, kreślącą standardy wysokiej jakości przetwarzania drgań igły Therią, by dokładnie przyjrzeć się naprawdę niewielkim różnicom. I to nie jakiś degradującym aspektom tylko niuansom, zmieniającym nieco postrzeganie wizji analogu jako ciepłego - o tym trochę później, ale nadal rozdzielczego. Specjalnie nie obchodzi mnie jak to odbierzecie, ale tego czarnego krążka słuchałem trzykrotnie z rzędu i o dziwo za każdym razem ciszej niż poprzednio. Nie za bardzo wiem jak to wytłumaczyć – wróć, oczywiście że wiem, to pewien zarezerwowany dla najlepszych produktów poziom rozdzielczości zmusza nas do takich ruchów. Gdy coś gra z lekką tendencją szybkiego przypodobania się słuchaczowi, stara się nasycać dominujące źródła pozorne tak, by były głównym bohaterem spektaklu muzycznego, co w konsekwencji zmusza nas do podkręcania gałki volume, umożliwiając tym sposobem usłyszenie, co mają do powiedzenia muzycy z tylnych formacji. Tymczasem wspomniana rozdzielczość pozwala, ba nawet zmusza do zmniejszenia generowanych przez głośniki decybeli, gdyż im delikatniej swoim instrumentem atakuje nas front men, tym więcej dobiega do nas niuansów z głębi sceny. Nagle okazuje się, że dany, nawet często słuchany krążek jeszcze nigdy nie stwarzał takich możliwości zaistnienia artystom drugoplanowym, pozycjonując ich daleko za linią kolumn, bez najmniejszych problemów informując nas, co tam się dzieje, a uwierzcie mi, dzieje się bardzo dużo. Oczywiście warunkiem jest synergicznie i na odpowiednim poziomie wartości sonicznych zestawiona reszta toru, który większość audiofilów bez odpowiedniego punktu odniesienia uważa za osiągnięty. Od razu zaznaczam, że ja również nie doszedłem w analogu do punktu, po przekroczeniu którego niewiele się już zmienia, ale duża ilość osłuchania z zestawami będącymi apogeum obecnych możliwości konstruktorów: napędów, ramion i wkładek, pozwala mi pewne rzeczy nazywać po imieniu. Nie chcę nikomu pozycjonować wyrafinowania posiadanej układanki, ale jeśli kiedykolwiek złapiecie się na tym, że po aplikacji nowego komponentu wielokrotnie odtwarzaną płytę nagle słuchacie ciszej niż dotychczas, nadal wyłuskując wszelkie nawet najdrobniejsze niuanse realizacyjne, będzie to oznaka wzniesienia się o oczko wyżej w rozdzielczości całego seta, czego już teraz wszystkim życzę..."
"...Kiedy tylko dostałem w swoje ręce przedwzmacniacz Trilogy postanowiłem jednak zbytnio się nie ekscytować i na początek pozwoliłem mu zastąpić lampowe Octave Phono Module, przez kilka godzin popracować na „jałowym biegu” w celu akomodacji w nowym systemie i osiągnięciu odpowiedniej stabilności termicznej. Dość jednak trzymania Państwa w niepewności. Na talerzu potężnego Transrotora La Roccia Reference wylądował dość stonowany, przynajmniej jak na mnie, album „Re-Machined: A Tribute to Deep Purple's Machine Head” rozpoczynający się nieśmiertelnym "Smoke on the Water" w interpretacji samego Carlosa Santany a kończący się … i w tym momencie, to co napiszę może być uznane za świętokradztwo, ale zdecydowanie bardziej podobającym mi się aniżeli wersja oryginalna "When a Blind Man Cries" w wykonaniu Metallicy. Gdybym nie widział co gra i ile ten przedwzmacniacz kosztuje to proszę mi wierzyć na słowo obstawiałbym niemalże w ciemno, że za fenomenalnie dynamiczny, soczysty a przy tym charakteryzujący się ponadprzeciętnym rozmachem i klarownością dźwięk odpowiedzialna jest zdecydowanie bardziej okazała a przy tym oscylująca ceną w przedziale 20 – 40 kzł konstrukcja. Tak jest, ani się Państwu nie przewidziało, ani w powyższych ramach kwotowych nie nastąpiła nawet najmniejsza pomyłka. Trilogy po prostu gra z finezją i klasą odwrotnie proporcjonalną do własnych gabarytów i całkowicie nieosiągalnie dla konstrukcji w podobnej cenie. Wzmacniając mikrosygnały z rewelacyjnej wkładki ZYX 4D (powoli zaczynam się uzależniać od jej brzmienia) doprawiał je taką ilością najczystszej energii i adrenaliny, że nie sposób było usiedzieć w miejscu. Jeśli tylko wśród misternie wytłoczonych rowków znajdowała się choćby śladowa ilość rytmu, to 907-ka momentalnie odrestaurowywała go, obudowywała tkanką i sprawiała, że nawet anemiczne do tej pory realizacje potrafiły uderzyć z siłą i szybkością, jakiej nie powstydziłby się sam Chuck Norris i to za swoich najlepszych lat. Nie wierzycie? Aby to zweryfikować osobiście, a więc na własnych trzewiach, polecam włączyć ostatni album Rodrigo y Gabrieli „9 Dead Alive" - to, co potrafi wykrzesać z dwóch gitar ww. parka przekracza ludzkie pojęcie. Jednak z pomocą tytułowego malucha każde trącenie struny, każde uderzenie w pudło brzmi tak, jakbyśmy siedzieli maksymalnie w trzecim rzędzie podczas ekskluzywnego, granego dla garstki wybrańców koncertu. Co ważne nie ma mowy o sztucznym, karykaturalnym epatowaniu detalami, czy ofensywną hiper, czy też nad-rozdzielczością, gdyż tego typu wątpliwe atrakcje bardzo szybko się nudzą a poza tym równie szybko prowadzą do migreny. A tym razem nic nie ulega nadmuchaniu, przeskalowaniu a jedynie my – słuchacze, ba rzekłbym nawet, że uczestnicy spektaklu przybliżamy się, skracamy dystans dzielący nas i grających niemalże na wyciągnięcie ręki muzyków. Otrzymujemy dawkę najczystszej energii, jakby wewnątrz obudowy zasilacza nie pracowały dwa toroidy a zminiaturyzowany reaktor atomowy zdolny w ułamku sekundy zapewnić prąd średniej wielkości miastu.
Na zdecydowanie bardziej stonowanym, a przy tym zarejestrowanym z o niebo większą starannością materiale, jak "Vägen" Tingvall Trio, czy "Liberetto II" Larsa Danielssona do głosu dochodziła niesamowita precyzja i przestrzenność dźwięku. Coś podobnego miałem okazję obserwować np. podczas testów Phasemation EA-1000, co dość wyraźnie wskazuje na ponadprzeciętne możliwości brytyjskiej konstrukcji w tej materii. Dodając do tego nasycenie i masę, zwartość i nazwijmy to lapidarnie „konkretność” dźwięku otrzymujemy obraz całkowicie zaskakujący. Sam w pewnym momencie przyłapałem się na tym, że całkowicie zaprzestałem podchodzić do prowadzonego testu w sposób pragmatyczny i przemyślany, gdyż zamiast sukcesywnie odhaczać kolejne, ustalone na wcześniej stworzonej playliście „sample” praktycznie każdej, położonej na Transrotorze płyty słuchałem od pierwszego do ostatniego utworu. Po prostu nie wyobrażałem sobie sytuacji, aby po jednym, góra dwóch utworach wstać, podnieść ramię gramofonu, schować płytę do koperty i włączyć kolejną pozycję z listy. To tak, jakby w trakcie kameralnego koncertu ostentacyjnie wyjść na papierosa, albo zadzwonić..."
Cały test na soundrebels.com
Zadaj pytanie dotyczące produktu. Nasz zespół z przyjemnością udzieli szczegółowej odpowiedzi na zapytanie.